Dlaczego nie warto odkładać decyzji o pozwaniu banku

Choć o pozwach frankowych jest głośno, a korzystnych dla kredytobiorców wyroków z każdym miesiącem przybywa, to wciąż nie brakuje tzw. frankowiczów, którzy odkładają decyzję o pozwaniu banku. Tymczasem trzeba mieć świadomość, że każdy miesiąc bierności na polu sądowym ze strony kredytobiorcy to woda na młyn banku z uwagi na przedawnienie. Zdecydowana większość kredytów frankowych zawierana była w latach 2005 -2008, stąd w sprawach zaczyna pojawiać się przedawnienie rat spłacanych w pierwszych latach trwania umowy.

Z upływem każdego miesiąca, frankowicze tracą możliwość odzyskania spłaconej raty kredytu lub niesłusznie nadpłaconej jej części. Przykładowo przy kredycie na 300.000 zł zaciągniętym w marcu 2008 r., w przypadku nieważności umowy każdy miesiąc zwłoki „kosztuje” średnio 1.500 zł ponieważ mniej więcej na takim poziomie kształtowała się rata. Posługując się powyższym przykładem, można powiedzieć, że na dzień dzisiejszy przedawnione są spłaty rat o wartości ponad 40.000 zł (27 rat w wysokości 1.500 zł spłaconych w okresie od marca 2008 – do czerwca 2010).  Przy opcji żądania zwrotu nadpłat tzw. odfrankowienia przykładowej umowy z każdym miesiące „ucieka” średnio 350 – 450 zł, co łącznie stanowi ponad 12.000 zł.

Tym samym można powiedzieć, że każdy miesiąc zwłoki w rozpoczęciu procesu to potencjalny zysk banków.

Trzeba mieć na uwadze, że w tego typu sprawach po stronie konsumenta powstaje roszczenie o zwrot świadczenia nienależnego. Roszczenie to ma charakter majątkowy, a więc podlega przedawnieniu. Dziesięcioletni (a sześcioletni w stosunku do roszczeń powstałych począwszy od 9 lipca 2018 ) termin przedawnienia roszczeń o zwrot dokonanej nadpłaty w spłacie kredytu (w przypadku tzw. „odfrankowienia”) lub samej raty kredyty (w przypadku stwierdzenia nieważności umowy),  rozpoczyna bieg od dat płatności poszczególnych rat spłaty kredytu. Przedawnienie dla każdej raty spłaty biegnie osobno, posłużmy się przykładem.  Umowa kredytu zawarta w dniu lutym 2008 roku, a kredyt spłacany jest począwszy od dnia 10 marca 2008 roku. Oznacza to, że przedawnienie pierwszej raty spłaty kredytu nastąpiło z dniem 10 marca 2018 roku. Zakładając, że pozew zostanie złożony w dniu 20 czerwca 2020 roku, przedawnieniu uległy spłacone raty (lub nadpłaty w ratach) za okres od marca 2008 do czerwca 2010, czyli ponad dwa lata spłaty.

Nie oznacza to jednak, że nie można wystąpić z pozwem przeciwko bankowi czy też, że nie opłaca się sądzić z bankiem. Zdecydowanie opłaca się, nawet uwzględniając kilkuletni okres przedawnienia. W przypadku korzystnego rozstrzygnięcia dla kredytobiorcy zostaje on uwolniony od nieuczciwego mechanizmu przeliczeniowego, który potęguje zarówno wysokość rat jak i stan zadłużenia w sposób nieograniczony. Nawet uwzględniając ewentualne uszczuplenie roszczenia z uwagi na przedawnienie rachunek korzyści po stronie frankowicza jest prosty.

Kredytobiorcy, którzy wahają się z decyzją o pozwaniu banku, muszą pamiętać, że każdy upływający miesiąc co do zasady pomniejsza wysokość ich roszczenia. Doskonale rozumieją to banki, których obecna taktyka ukierunkowana jest na prowadzenie gry na czas. Banki próbują opóźniać procesy tak by wygenerować jak największy czas przedawnienia w stosunku do osób, które szykują się do walki w sądzie. Pierwszy etap tej gry rozpoczyna się na etapie kompletowania dokumentów niezbędnych do przygotowania pozwu. Chodzi o uzyskanie od banku zaświadczenia przedstawiającego historię spłaty kredytu, na podstawie którego oblicza się wysokość roszczenia wobec banku. Jeszcze rok temu zaświadczenie było wydawane w ciągu 14 – 21 dni. Dzisiaj klienci czekaj na jego wydanie ponad 60 dni i zdarza się, że termin ten jest przedłużany ze strony banku lub samo zaświadczenie jest wydawane z pominięciem wnioskowanych informacji  – co generuje tryb reklamacyjny, który przedłuża sprawę o kolejny miesiąc.

r.pr. Klaudia Chróścik

Polub:
Udostępnij